Tak jak w tytule, wakacje dobiegają końca. U nas też na blogu
było można zauważyć , że nic się nie działo z tego właśnie powodu. Ale już to
się zmienia. Pokrótce chcę opisać pierwszy nasz wyścig z Dolnego Śląska, który
odbył się w lipcu.
Gdzie byliśmy, to wiecie , także czas opisać nasz cały
wyjazd i wyścig.
Wyjechaliśmy w sobotę o 6 rano według planu. Podróż minęła
nam przyjemnie i bez negatywnych niespodzianek. Jedynie z autem Wujka był mały
problem, ale udało się go naprawić.
Po do jechaniu na miejsce, muszę stwierdzić że Góry Sowie są
bardzo piękne, niskie ale urokliwe. I oczywiście super trasy do uprawiania
motosportu. Pogodę mieliśmy super: dwa dni ciepła, nocleg również super,
oczywiście ludzie na tych terenach bardzo życzliwi.
Ale przejdźmy do konkretów.
W niedzielę od rana pojechaliśmy w stronę startu wyścigu rozstawić serwis. Auto
przygotowaliśmy do badania kontrolnego, które przeszło bez problemów. I
czekaliśmy na start. Przejechałem się jeszcze z 3 razy, aby upewnić się, czy
wszystko chodzi jak należy.
Nadszedł czas na 1 podjazd, którym był trening. Wiadomo,
poznanie trasy już w prawdziwych warunkach. Podjazd poszedł tak w miarę, było
parę błędów i hamowań niepotrzebnych, ale po to jest trening. W jednej sytuacji
trochę się bałem, gdyż na jednym z lewych zakrętów na moście przy hamowaniu
zaczęło mnie obracać. Tłumaczyłem to sobie, że slick jeszcze nie dogrzał. Co
się okazało na serwisie , że zapiekły mi się hamulce, ale aż tak że bębny były
fioletowe. Źle to wyglądało. Kuba i Suchy od razu wzięli się do rozbiórki i
znalezienia przyczyny. A przecież w piątek przed wyjazdem zmienialiśmy tylne
hamulce z tarczowych na bębny i wszystko było ok. Po rozebraniu (w
rękawiczkach) okazało się, że jedna ze sprężynek nie odbija, ale udało się ją
naprawić. Tempo było szybkie, gdyż naprawdę było mało czasu , bo auta były
puszczane co 50 sekund i praktycznie krótkie przerwy były między podjazdami.
Po drugim podjeździe, a pierwszym liczonym, dalej był ten
sam problem. W tym momencie
potrzebowaliśmy więcej czasu, więc poprosiłem dyrektora aby startować na samym
końcu i taką zgodę otrzymałem. Kuba znalazł przyczynę, było dodatkowe
zabezpieczenie , które przy mocniejszym hamowaniu nie odbijało. Wiadomo,
zostało wyjęte i od tej pory był spokój. Oczywiście miało to później
przełożenie na lepsze czasy. Minus taki, że bębny się zapiekły co, źle wpływa
na ich żywotność i płyn się zagotował.
Parę słów teraz o rywalizacji. W klasie miałem ponad 8 aut,
więc sporo i było się z kim ścigać. Po dwóch przejazdach stwierdziłem, że
tutejsi kierowcy to nie kiepska liga, potrafią jeździć. Z treningu byłem 6 i z
przejazdu na przejazd udawało mi się coraz wyżej plasować. Ostatni podjazd
udało się nawet wygrać, ale wymagało to dużego skupienia i jazdy na odwagę, a i
tak jeszcze były momenty, że mogłem iść więcej. Ale gdybać zawsze można. Trasa szybka i odcinkowo techniczna, czyli to
co powinien mieć Wyścig Górski. Trochę momentami dziurawa, ale dało się to
jakoś znieść. Najciekawszy odcinek trasy był przejazd przez mosty, były to tak
zawsze S, tutaj dobrą techniczną jazdą można było nadrobić czas.
Finalnie udało się dojechać na 4 miejscu , przegrywając o 1
setną z 3 miejscem. Także przepraszam za błąd w wpisie na blogu, że mamy 3
miejsce, gdyż później się to zmieniło. Ale dostaliśmy nagrodę pocieszenia za
dobrą jazdę i za to, że z tak z daleka przyjechaliśmy i pokazaliśmy klasę.
Po rozdaniu nagród, spakowaliśmy serwis i ruszyliśmy na
kwaterę aby się ogarnąć i w drogę, gdzie bezpiecznie wróciliśmy do Nowe Miasta
Lubawskiego.
W podsumowaniu stwierdzam, iż Bielawska Grupa Motosport,
zna się na rzeczy i potrafi organizować super imprezy, więc dlatego
pojechaliśmy również na ostatnią rundę z cyklu Wyścigów Górskich. Tym razem odbyła
się ona na znanej trasie z dawnych rund GSMP,
w miejscowości Rościszów, również Góry Sowie w województwie Dolnośląskim.
Jest to 8 kilometrów od Jodłownika. Trasa liczy 5.5 kilometra, także było co
jechać. Co ciekawe zgłoszonych było ponad 80 aut, więc widać jak to musi być
dobra impreza.
Pojechaliśmy prawie tym samym składem co ostatnio: Wuja,
Kuba, nasz menager Marta i oczywiście Ja J.
Ale więcej o tej wyprawie w następnym wpisie!
Zapraszam do galerii zdjęć oraz filmiku z Wyścigu z Jodłownika.
Aaaaa i również nam miło poinformować , że zostaliśmy opisani z relacji z
Wyścigu w Jodłowniku w gazecie RALLY
and RACE.
Pozdro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz