środa, 19 września 2018

Rościszów zadziwia


Tak, jak pisałem we wcześniejszym wpisie, pojechaliśmy 09.09 na Wyścig Górski Rościszów, a gdzie to jest, to już wiecie z poprzednich podsumowań.
Jak zawsze wyjechaliśmy wcześniej, czyli w sobotę. Wszystko przebiegło według planu i na miejscu zameldowaliśmy się po 15, co pozwoliło nam na spokojne przygotowanie auta oraz złapanie górskiego oddechu. Mieliśmy jeszcze parę poprawek do zrobienia, których nie zdążyliśmy zrobić w domu , heh i parę nam doszło , gdyż w piątek wieczorem przy ładowaniu auta na lawetę, auto prawie nam spadło z najazdów. Ups ups. Wujka najazdy są trochę wąskie, a ja za mocno dałem gazu i koło zamieliło. Dalej wiecie, co się działo: krzyk i stop stop :).  Na całe szczęście, ucierpiał tylko klosz od kierunku oraz mocowanie zderzaka. No i może trochę lakier. Ale wszystko zostało ogarnięte.
Przejdźmy do niedzieli do Wyścigu. 
Pogoda dopisała, było słonecznie, choć jak wielokrotnie podkreślam, lubię jak popada.
W klasie mieliśmy 11 zgłoszonych aut, w tym 3 auta kit car, także walka zapowiadała mocna, ale tym pozostałymi :).
Trasa, powiem Wam, że kozacka. Były tutaj organizowane rundy GSMP, ostatnia odbyła się w 2008 roku, później już nie pozwał zły stan asfaltu. A czemu kozacka? Ostre zakręty, patelnie, szybkie odcinki i ciągle pod górę, także typowa górka.
Autko sprawowało się dobrze, nie robiło nam żadnych problemów, czyli wykonywaliśmy same kosmetyczne poprawki. Jednak na pewno trzeba będzie zajrzeć do tylnych hamulców, a dokładnie do lewej strony, gdyż się grzało, ale nie blokowało, co najważniejsze. Coś również puka przy półośce, czyli trzeba zrobić przegląd auta.
Z przejazdu na przejazd coraz bardziej się wkręcałem i poprawiałem czasy, ale nie było sposobu aby się przybliżyć do tak mocnych aut jak kit car, czyli seicento ,cinquecento i peugeot 106, a nie wspomnę o skrzyniach kołowych oraz szperach. Czyli jak widzicie mocnaaaa klasa była. 
Dawałem z siebie to, co mogłem. Na filmiku będzie widać parę błędów, np. za bardzo odpuszczałem czyli zwalniałem itp. Na obronę mogę jedynie dodać, że to były mocne auta oraz lokalni kierowcy znający teren. Ale jeszcze może będzie okazja za rok się odegrać :).
I tak jestem zadowolony z wyniku gdyż osiągnęliśmy 5 miejsce po zaciętej walce.
Bardzo dobrze zostaliśmy przyjęci, oraz obdarzeni szacunkiem, np. z powodu zawzięcia dobrej walki oraz że jesteśmy z tak daleka :). Z tego miejsca chciałbym podziękować Bielawskiej Grupie Motosport, za ciepłe przyjęcie oraz liczne zaproszenia na następne wydarzenia.
W jakim składzie pojechaliśmy to wiecie, bystrzy zauważyli, iż w składzie zabrakło Suchego, a to z powodu choroby o nazwie przeziębienie, która go dopadała. Ale już jest cały i zdrowy.
A Kuba sobie super poradził, staraliśmy się mu pomóc tyle mogliśmy z Wujkiem i Martą. Ze szczerego serca im dziękuję, dodatkowo Wujkowi za bezpieczny transport.
Jakie dalsze plany?? Będzie budżet będą plany. :) Zostaliśmy zaproszeni przez Prezesa Bielawskiej Grupy Motosport, na ich lokalny rajd o nazwie Rajd Wikinga. Ma być podobno grubo, czyli dużo jazdy, też po trasach ostatnich górek.
Hmmm coś tam w głowie chodzi, do listopada jest trochę czasu, bo właśnie wtedy ma się odbyć. Czas pokaże.
Do tego czasu coś pogrzebiemy przy aucie z myślą o przygotowaniu do Rajdu , bo  jest co robić, z samym na pewno przekształceniu auta z wyścigówki na rajdówkę, oraz to, co pisałem wcześniej , czyli naprawa usterek.
Jak zawsze zapraszam do galerii zdjęć, które mamy dzięki Marcie, oraz na filmiki z moim udziałem.
Pozdrawiam.












piątek, 14 września 2018

Przerwa wakacyjna mija


Tak jak w tytule, wakacje dobiegają końca. U nas też na blogu było można zauważyć , że nic się nie działo z tego właśnie powodu. Ale już to się zmienia. Pokrótce chcę opisać pierwszy nasz wyścig z Dolnego Śląska, który odbył się w lipcu.
Gdzie byliśmy, to wiecie , także czas opisać nasz cały wyjazd i wyścig.
Wyjechaliśmy w sobotę o 6 rano według planu. Podróż minęła nam przyjemnie i bez negatywnych niespodzianek. Jedynie z autem Wujka był mały problem, ale udało się go naprawić.
Po do jechaniu na miejsce, muszę stwierdzić że Góry Sowie są bardzo piękne, niskie ale urokliwe. I oczywiście super trasy do uprawiania motosportu. Pogodę mieliśmy super: dwa dni ciepła, nocleg również super, oczywiście ludzie na tych terenach bardzo życzliwi.
Ale przejdźmy do konkretów.
W niedzielę od rana pojechaliśmy w stronę  startu wyścigu rozstawić serwis. Auto przygotowaliśmy do badania kontrolnego, które przeszło bez problemów. I czekaliśmy na start. Przejechałem się jeszcze z 3 razy, aby upewnić się, czy wszystko chodzi jak należy.
Nadszedł czas na 1 podjazd, którym był trening. Wiadomo, poznanie trasy już w prawdziwych warunkach. Podjazd poszedł tak w miarę, było parę błędów i hamowań niepotrzebnych, ale po to jest trening. W jednej sytuacji trochę się bałem, gdyż na jednym z lewych zakrętów na moście przy hamowaniu zaczęło mnie obracać. Tłumaczyłem to sobie, że slick jeszcze nie dogrzał. Co się okazało na serwisie , że zapiekły mi się hamulce, ale aż tak że bębny były fioletowe. Źle to wyglądało. Kuba i Suchy od razu wzięli się do rozbiórki i znalezienia przyczyny. A przecież w piątek przed wyjazdem zmienialiśmy tylne hamulce z tarczowych na bębny i wszystko było ok. Po rozebraniu (w rękawiczkach) okazało się, że jedna ze sprężynek nie odbija, ale udało się ją naprawić. Tempo było szybkie, gdyż naprawdę było mało czasu , bo auta były puszczane co 50 sekund i praktycznie krótkie przerwy były między podjazdami.
Po drugim podjeździe, a pierwszym liczonym, dalej był ten sam problem. W tym momencie potrzebowaliśmy więcej czasu, więc poprosiłem dyrektora aby startować na samym końcu i taką zgodę otrzymałem. Kuba znalazł przyczynę, było dodatkowe zabezpieczenie , które przy mocniejszym hamowaniu nie odbijało. Wiadomo, zostało wyjęte i od tej pory był spokój. Oczywiście miało to później przełożenie na lepsze czasy. Minus taki, że bębny się zapiekły co, źle wpływa na ich żywotność i płyn się zagotował.
Parę słów teraz o rywalizacji. W klasie miałem ponad 8 aut, więc sporo i było się z kim ścigać. Po dwóch przejazdach stwierdziłem, że tutejsi kierowcy to nie kiepska liga, potrafią jeździć. Z treningu byłem 6 i z przejazdu na przejazd udawało mi się coraz wyżej plasować. Ostatni podjazd udało się nawet wygrać, ale wymagało to dużego skupienia i jazdy na odwagę, a i tak jeszcze były momenty, że mogłem iść więcej. Ale gdybać zawsze można.  Trasa szybka i odcinkowo techniczna, czyli to co powinien mieć Wyścig Górski. Trochę momentami dziurawa, ale dało się to jakoś znieść. Najciekawszy odcinek trasy był przejazd przez mosty, były to tak zawsze S, tutaj dobrą techniczną jazdą można było nadrobić czas.
Finalnie udało się dojechać na 4 miejscu , przegrywając o 1 setną z 3 miejscem. Także przepraszam za błąd w wpisie na blogu, że mamy 3 miejsce, gdyż później się to zmieniło. Ale dostaliśmy nagrodę pocieszenia za dobrą jazdę i za to, że z tak z daleka przyjechaliśmy i pokazaliśmy klasę.
Po rozdaniu nagród, spakowaliśmy serwis i ruszyliśmy na kwaterę aby się ogarnąć i w drogę, gdzie bezpiecznie wróciliśmy do Nowe Miasta Lubawskiego.
W podsumowaniu stwierdzam, iż Bielawska Grupa Motosport, zna się na rzeczy i potrafi organizować super imprezy, więc dlatego pojechaliśmy również na ostatnią rundę z cyklu Wyścigów Górskich. Tym razem odbyła się ona na znanej trasie z dawnych rund GSMP,  w miejscowości Rościszów, również Góry Sowie w województwie Dolnośląskim. Jest to 8 kilometrów od Jodłownika. Trasa liczy 5.5 kilometra, także było co jechać. Co ciekawe zgłoszonych było ponad 80 aut, więc widać jak to musi być dobra impreza.
Pojechaliśmy prawie tym samym składem co ostatnio: Wuja, Kuba, nasz menager Marta i oczywiście Ja J.
Ale więcej o tej wyprawie w następnym wpisie!
Zapraszam do galerii zdjęć oraz filmiku z Wyścigu z Jodłownika. Aaaaa i również nam miło poinformować , że zostaliśmy opisani z relacji z Wyścigu w Jodłowniku w gazecie  RALLY and RACE.
Pozdro